Po pokryciu kadłuba przyszła kolej na przejścia kadłuba w skrzydła. Jest to dosyć charakterystyczny element większości myśliwców IIww, dający im szczególny wygląd w locie i nie tylko ale często pomijany w modelach kombatów dla uproszczenia konstrukcji. Ja postanowiłem ten element wykonać celem łatwego pozycjonowania skrzydła mocowanego gumą. Zrobiłem go jednak w postaci szczątkowej ze względu na trudność ułożenia gumy przy oryginalnych wymiarach tego elementu oraz jego zbytnią delikatność. Najpierw zrobiłem podstawy tych przejść, układając na desce osłoniętej folią dwie warstwy tkaniny nasączonej żywicą. Następnie osłoniłem centralną część skrzydła folią i przykręciłem go do kadłuba. Na tak zamocowanym skrzydle ułożyłem wycięte już podstawy przejść i przykleiłem do kadłuba. Do tych podstaw przykleiłem wycięte wcześniej z balsy tylne elementy a następnie wypełniłem przejścia styrodurem i oszlifowałem do odpowiedniego kształtu papierem ściernym owiniętym na kawałku plastikowej rurki. Po tym zabiegu pozostało pokryć przejścia tkaniną i oszlifować.
Kolejny element to wlot powietrza do chłodnicy oleju. Co prawda pominięcie go nie spowodowałoby przekroczenia granicy w dozwolonej zmianie wymiarów modelu ale jest to dosyć charakterystyczny element sylwetki i mimo podejrzeń, że będzie przeszkadzał w lądowaniu, postanowiłem go wykonać. Aby wlot był sztywny i wytrzymywał nierzadko ordynarne lądowania, zrobiłem go z elementów drewnianych i wypełniłem styrodurem a następnie, po przyklejeniu do kadłuba oblaminowałem.
Kabina
Kombat kombatem ale wygląd jest dosyć istotny, więc koniecznie chciałem zrobić klasyczne oszklenie z butelki. I dylemat. Balsy na kopyto szkoda a inne materiały albo niezbyt odporne na temperaturę albo zbyt twarde więc rzeźbienie w nich do przyjemności nie należy. O ile maska ma proste kształty i łatwo je uzyskać prostą metodą o tyle kabina już taka prosta nie jest. Zdecydowałem się jednak na metodę wykorzystaną przy robieniu kopyta maski. Najpierw z owocówki wyciąłem obrys kabiny z boku a następnie dodałem wręgi w charakterystycznych miejscach. Po wklejeniu spodnich elementów między wręgi, powstał całkiem sztywny szkielet. Przestrzeń między wręgami wypełniłem styrodurem. Po zgrubnym oszlifowaniu usunąłem wierzchnią warstwę styroduru robiąc miejsce na balsę. Do tak powstającego kopyta można zastosować dosłownie każde ścinki balsy różnej wielkości i rozmiarów. Wystarczy je z grubsza wpasować i skleić wikolem. Trzeba tylko uważać, żeby wikol nie wychodził ze szczelin (najlepiej, gdy ich nie będzie) na wierzch kopyta, bo marnie się szlifuje. Po wyschnięciu kleju obrobiłem kopyto do właściwego kształtu a następnie zaszpachlowałem szpachlą akrylową, ponownie przeszlifowałem i pomalowałem żywicą. Jak już wspomniałem przy masce, jeśli chce się mieć gładkie kopyto, wystarczy na nim obkurczyć jedną butelkę i tak zostawić. Jeśli się chce mieć na nim gotowe wytłoczenia ramek, można je nakleić z pasków PET, ale tylko na żywicę. Klej CA nie wytrzyma temperatury przy obkurczaniu opalarką. Przetłoczenia takie nie będą jednak miały wystarczająco ostrych krawędzi. Malowanie takich przetłoczeń też jest dosyć pracochłonne ze względu na konieczność maskowania. Ja sobie poradziłem inaczej. Na obkurczonej już właściwej kabinie obkurczyłem kolejną butelkę i na niej naniosłem obrys szyb kabiny a następnie małymi nożyczkami wyciąłem z niej te szyby i pozostały same ramki jako jeden element. Malowanie takich ramek jest bez porównania łatwiejsze niż każde inne a samo wycinanie małymi nożyczkami nie sprawia najmniejszego problemu. Pozostaje tylko porządnie nakleić pomalowaną ramkę na kabinę. Początkowo próbowałem kabinę zrobić w całości. Ma ona jednak, jak większość kabin, specyficzny uskok za limuzynką. Pewnie przy metodzie „vacu” by to wyszło bez problemu. Opalarką nie jest tak prosto to obkurczyć, żeby uzyskać ostre załamanie imitujące nachodzące na siebie elementy. Gdybym zamocował kopyto w imadle i grzejąc załamanie, dociskał je klockiem, może by się udało. Podobnie robiliśmy z maskami silników w P-38. Jednak ta metoda wymaga posiadania przynajmniej pięciu rąk. Uznałem, że łatwiej będzie przeciąć kopyto i zrobić kabinę z dwóch części.
Na zdjęciach 42_51 widać kolejne etapy powstawania kopyta oraz kabiny i ramki.
Statecznik poziomy
Zawsze na koniec prac przy konstrukcji kadłuba zostawiam sobie statecznik poziomy. Dlaczego na koniec? Ano dlatego, że w moich warunkach warsztatowych, statecznik wklejony wcześniej, narażony jest na wiele otarć i uszkodzeń podczas manewrów kadłubem przy różnych czynnościach. Ile narzędzi przy tym spadnie z blatu, nie wspomnę. A tak, po wykonaniu wszystkich prac przy kadłubie i wklejeniu statecznika pozostaje już tylko montaż półki pod serwa i malowanie.
Statecznik poziomy z oczywistych względów wykonałem odmienną od pionowego technologią. Dwie deski balsy o różnej grubości (2 i 3mm) przełożone tkaniną szklaną i ściśnięte do wyschnięcia żywicy dwoma płytami wiórowymi. Od razu muszę zaznaczyć, że tak wykonany statecznik nie należy do najlżejszych ale za to jest wyjątkowo mocny i odporny na urazy podczas walki. A dlaczego różnej grubości deski balsy? Łatwiej wstawiać zawiasy w środku grubości statecznika bo tkanina nie przeszkadza. Takie sklejenie dwóch warstw balsy z tkaniną w środku daje statecznik prosty i odporny na wypaczenia. Można statecznik wykonać też w taki sposób, że tkanina będzie jednocześnie stanowiła zawias. W tym przypadku miałem pewne opory ale o tym innym razem. Aby oba stery wychylały się jednocześnie o taki sam kąt, połączyłem je tradycyjnie wygiętym w kształcie płaskiego U, kawałkiem drutu o średnicy 1,6mm. Jako zawias dla tego drutu posłużył pusty wkład do długopisu. Każdy ster i tak będzie napędzany osobnym popychaczem ale zawsze to dodaje trochę pewności w działaniu, przynajmniej w warstwie psychologicznej. Nie raz i nie dwa rozwiązanie takie uratowało model zarówno po utracie jednej połówki steru jak też po uszkodzeniu jednego z popychaczy, co w warunkach bojowych nie należy do rzadkości.
Samo wklejenie statecznika to już rutynowa czynność. Wcześniej sprawdziłem ostatecznie uzyskany kąt zaklinowania skrzydła i naniosłem na kadłubie linie wyznaczające położenie statecznika ale służą one jedynie jako linie bazowe do wycięcia szczeliny. W styropianie szczelina była wycięta wcześniej, dlatego po wycięciu szczeliny w laminacie wsunąłem w nią statecznik i po zamontowaniu skrzydła, ustawiłem jego końcówki w jednakowej odległości od stołu, wypoziomowałem kadłub, i ustawiłem statecznik w odpowiedniej pozycji. Zablokowałem go punktowo szybką żywicą. Po jej zastygnięciu uzupełniłem klej w szczelinie i oprofilowałem przejście na łączeniach.
Jak się później przekonałem, taka metoda wykonania statecznika wcale nie jest tak oczywista, jak wspomniałem wcześniej. O wiele lżejszy i tak samo wytrzymały wyjdzie jak się zrobi podobnie jak zrobiłem pionowy – z dwóch warstw trzymilimetrowego depronu z przekładką z balsy w miejscu zawiasów i laminowanego obustronnie tkaniną 48g.
Wyważanie
Przed wklejeniem półki na serwa steru wysokości i gazu, zamontowałem co się da i obliczyłem, gdzie ma być środek ciężkości. Średnią cięciwę otrzymałem 177mm więc środek ciężkości przy 25% tej cięciwy w przybliżeniu wypadł w odległości 44mm od natarcia. Przy kadłubie znajduje się w okolicach 50mm. Po zaznaczeniu punktów podparcia wrzuciłem model na wyważarkę.
Przesuwając akumulatorki i serwa SW i gazu uzyskałem właściwą równowagę. Okazało się, że serwa muszą być zamontowane po obu stronach zbiornika a akumulatorki pod łożem silnika. Wydawało mi się, że przy takim rozmieszczeniu wyposażenia nie będę musiał dokładać dodatkowego balastu na przodzie.
Półkę na serwa wkleiłem na takiej wysokości aby się na niej opierał zbiornik paliwa. W ten sposób łatwo go unieruchomić rzepem. Musiałem usunąć trochę styropianu aby dobrać się do laminatu. Ponieważ laminat poszycia kadłuba wykonany z dwóch warstw tkaniny, jest dosyć elastyczny, do przyklejenia półki użyłem żywicy, która po związaniu też jest w miarę elastyczna.
Korzystając z chwilowo zamontowanego silnika dopasowałem wycięcie w masce i otwory na mocujące ją wkręty. Jak już wspomniałem, aby maska była sztywniejsza, obkurczyłem na kopycie dwie butelki, jedną na drugiej, a następnie zmatowiłem jedną wewnątrz, drugą z zewnątrz i skleiłem za pomocą żywicy dającej odrobinę elastyczną spoinę.
Aby nie rzeźbić w pomalowanym modelu, warto wcześniej wstawić dźwigienki steru wysokości i przymierzyć popychacze.
W kolejnej części opiszę malowanie, montaż wyposażenia i wreszcie loty, które udokumentowane będą filmami.
Cdn.