Zanim przejdziemy do dalszych manewrów, wspomnę o pewnej, istotnej rzeczy. Producenci modeli oraz doświadczeni modelarze, projektując modele, do konkretnego modelu proponują odpowiedni silnik. Jeśli będzie to model 3D lub akrobacyjny, silnik dla niego dedykowany będzie miał duży zapas mocy, pozwalający na bardziej lub mniej, ale raczej wyczynowy charakter latania. Przy modelach o charakterze półmakiet, trenerów i motoszybowców, moc silnika może być już wyraźnie zróżnicowana. Dlatego zanim pędzeni niecierpliwością, zaczniemy swoim modelem wymarzone ewolucje, poznajmy jego możliwości w prostych przelotach, zakrętach, stromych wznoszeniach i opadaniach. Trzeba bowiem pamiętać, że jeśli nie chcemy latać wyczynowo, silnik nie musi mieć ciągu równoważącego masę modelu. Aby takim modelem wykonać w miarę poprawnie niektóre figury, trzeba wiedzieć, jak to zrobić.
Wrócę do przykładowej pętli. Najczęstszym błędem jest wejście w figurę z lotu poziomego ze zbyt małą prędkością. Wychylamy ster wysokości wprowadzając model do wznoszenia po łuku. Model po przeleceniu 1/4 pętli zaczyna zwalniać jednocześnie zmieniając kurs i pochyla się na skrzydło. Gdzie popełniliśmy błąd? Pierwszy, bo błędów było dwa– za wcześnie zaczęliśmy kombinować z figurami i do tego niezbyt odpowiednim modelem. Drugi – model należy przy niedoborze mocy rozpędzić do takiej figury czyli z lotu poziomego, odpowiednio wcześniej, trzeba dodać gazu, sterem wysokości delikatnie pochylić nos modelu i utrzymać w lekkim schodzeniu, aż silnik zacznie wyć na najwyższych obrotach. Dopiero wtedy wyrównujemy lot do poziomu i niezwłocznie ale płynnie przechodzimy do pętli. Średnica pętli też musi być dobrana do możliwości napędu. A co robi nasz model źle wprowadzony w figurę? Jeszcze bardziej wytraca prędkość i dziwną autorotacją przechodzi do ukośnego, spiralnego lotu w dół. Gdy model posiada lotki, przy odpowiednim zapasie wysokości nie ma większego problemu z wyprowadzeniem go do normalnego lotu. Niestety, są to zbyt krótkie chwile, aby je przerabiać w początkach latania. Dlatego mierzmy siły modelu na nasze zamiary. Marnie też wygląda zbyt ciasna pętla, w której model z braku mocy lub prędkości, zaczyna uciekać na samym szczycie. Naprawdę szkoda czasu i paliwa na takie zabawy. Czasem ktoś żali się, że model zwala się na skrzydło przy podchodzeniu do lądowania. To nie model się zwala tylko my go zbytnio hamujemy zadzierając nos. Jeszcze łatwiej to zrobi w czasie zakrętu kończącego przelot z wiatrem. Nagminnym błędem jest za wszelką cenę utrzymywanie kadłuba w poziomie. Częstym widokiem jest zbyt gwałtowne szarpanie steru wysokości, gdy tylko model pochyli nos.
Płaskie latanie na jednej wysokości wcale tego nie wymaga. Dam pewien przykład. Tuż po wyginięciu dinozaurów pojawiła się radziecka aparatura Supranar. Była zamontowana w modelu pterodaktyla z gatunku Wicherek. Miałem możliwość podziwiania tego tworu pilotowanego przez jednego z wykonawców. Wtedy też był początkującym pilotem RC. Można sobie wyobrazić jak to latanie wyglądało. Więcej było walki z modelem niż sterowania. Pewnego razu nadajnik wziął do ręki kumpel, latający wyłącznie wyczynowym szybowcem. I stał się cud. Wicherek nagle ożył. Zaczął latać szybciej i płynniej, bez szarpania, kiwania się na boki, zamiatania ogonem, stawania pod wiatr. Model wyglądał jak prawdziwy samolot. Przechodził łagodnymi przechyłami z zakrętu w zakręt, proste odcinki pokonywał z lekkim opadaniem a następnie wznoszeniem, utrzymując stałą wysokość w zakresie kilku metrów.
Na czym polegał cud? Po prostu model nie był hamowany gwałtownymi wychyleniami sterów, nie tracił z tego powodu niepotrzebnie prędkości i wysokości, skrzydło pracowało na właściwych kątach więc silnik, mimo, że odrobinę za słaby, nie był wysilony i spokojnie wystarczał do takiego latania. Czy kumpel był wtedy jakimś wyjątkowym pilotem? Nie. Po prostu szybowcem holowanym wyciągarką nie da się inaczej latać. Każdy błąd zbliża do kolejnego holowania a nie o to w tym chodzi. Dlatego należy dążyć do latania jak najmniej pochłaniającego energię dostarczoną modelowi.
Muszę wspomnieć o jeszcze jednym zagrożeniu wynikającym ze zbyt powolnego latania. Przy silniejszym wietrze górnopłat ze słabym silnikiem może się w locie pod wiatr zachowywać jak holendrujący latawiec. Spory kat zaklinowania skrzydła może powodować samoistne zadzieranie i kiwanie się na boki. Kontrując te kiwania możemy tylko pogorszyć sprawę. Model jeszcze bardziej traci prędkość. Podmuch wiatru może poderwać skrzydło i tak przechylić model, że ześlizgiem przejdzie do korkociągu. Zapewniam, że co innego korkociąg zamierzony a co innego niespodziewany. Bez lotek naprawdę nie jest prosto sobie poradzić. W panice możemy ciągnąć ster wysokości zacieśniając tylko zwitki. Jeśli już nam się to przytrafi, zdejmujemy gaz, ster wysokości do neutrum a ster kierunku dłuższym impulsem w przeciwną stronę. Jeśli mamy zapas wysokości, staramy się choć na chwilę przejść do lotu pionowego w dół. Model rozpędzi się i będzie bardziej słuchany. Wtedy łagodnym ruchem steru wysokości wyprowadzamy go z nurkowania.
Jeśli już nasza niecierpliwość każe nam latać przy sporym wietrze, starajmy się unikać przelotów z wiatrem i pod wiatr (oprócz startów i lądowań). Lepiej jest latać bokiem lub ukosem do wiatru. Nie ma obawy, że lecący z normalną prędkością model zostanie przewrócony przez boczny wiatr.
Wspominałem już, że ktoś kiedyś napisał, że akrobację można zaczynać po przelataniu minimum 100 godzin. Myślę, że to nie jest kwestia wylatanego czasu, bo możemy go spędzić niepotrzebnie mieszając powietrze i nadal nie będziemy gotowi. Do akrobacji najpierw trzeba niestety przygotować się teoretycznie. Trzeba dobrze zrozumieć i zapamiętać do czego służą stery. Jak je wykorzystać, jak wykorzystać regulację obrotów silnika, jak się nazywają figury akrobacji, jak się je wykonuje, poznać przepisy w danej konkurencji dotyczące modelu i zachowania się w czasie zawodów. Ktoś może zapytać: po co to wszystko, skoro ja nie chcę latać zawodniczo tylko rekreacyjnie, dla siebie? Odpowiedź jest prosta. Zawodnik też lata dla siebie a zawody to jego rekreacja. Nie w tym rzecz, by kogoś namówić na udział w zawodach. Chodzi o to, by samemu dążyć do doskonałości tym, co się posiada, biorąc przykład z najlepszych, konfrontować to amatorsko z innymi, nie przejmując się gorszym sprzętem, czy wykonaniem modelu. A jeśli ktoś jednak zdecyduje się na zawody? Cóż. Jeśli ma pieniądze, czas i chęci…
Tak więc odpuśćmy sobie przynajmniej w początkowej fazie nauki marzenia i latajmy z realizmem naśladując zwykły samolot do podstawowych zadań jak Wilga czy Dromader. Później przyjdzie czas na lepszą ,,brzytwę” w postaci modelu akrobacyjnego czy półmakiety warbirda.
W poprzednim odcinku proponowałem proste przeloty równolegle do pasa i zakręty na jednej wysokości. Starajmy się od początku robić zakręty o określonym kącie. W wyobraźni możemy sobie dzielić kąt na ćwiartki lub ósme części kąta pełnego i robić zakręty o kąt stanowiący wielokrotność wybranej jednostki. Takie ćwiczenia przydadzą się do bardziej precyzyjnego latania.
Na przykład z zakrętów 180 stopni możemy zrobić 270 tak, aby przeloty z jednego zakrętu do drugiego krzyżowały się dokładnie przed nami. Wyjdą nam płaskie ósemki. Możemy wykonywać po dwie, a każda w przeciwnym kierunku.
Jest to dobre ćwiczenie na orientację w położeniu modelu i locie na siebie. Jeśli będziemy je robić na stałej wysokości, możemy zejść niżej. Model będzie lepiej widoczny i ewentualne zdjęcia będą dużo lepsze.
C.D.N