Nie jest to chyba przypadek, że nagminnie gubię w locie igły gaźników wyłącznie w silnikach MVVS od 3,5 ccm włącznie poczynając. Gaźniki te, jeśli chodzi o niezawodność, są wykonane fatalnie. Szczególnie nieudana jest konstrukcja igły wolnych obrotów – luźny gwint dodatkowo wyrabiający się w czasie pracy i źle dobrana sprężyna dociskowa.
W necie spotykam się czasem z podobnymi opiniami ale nie znalazłem sposobu jak tego uniknąć a jedynie co zrobić po fakcie. Próbowałem różnych sposobów zabezpieczania tych igieł (nawet wiązanie mocną nicią do silnika – wywołujące u właścicieli OS-ów uśmiechy politowania) ale wszystkie te zabiegi nie odnosiły skutku – nawet jeśli wylądowałem z wisząca na sznurku igłą to i tak brakowało sprężynki. W necie znalazłem dobry opis dorobienia zgubionej igły ze zwykłej śruby M3. Lepiej jednak zabezpieczyć się przed zgubieniem oryginałów. Po ostatnim takim ekscesie gaźnika dostałem olśnienia. Po co sprężynka – i tak jest za słaba bo igła na luźnym gwincie buszuje sobie końcem po całym rozpylaczu ustawicznie ignorując położenie centryczne. Pogrzebałem trochę w swoich zasobach i znalazłem odpowiedniej średnicy koszulkę izolacyjną. Wchodzi bardzo ciasno na igłę ulegając jednocześnie lekkiemu spęczeniu.
Kolejny krok to wciśnięcie igły w otwór bębna (robimy to nie wycierając gaźnika z resztek paliwa – będzie łatwiej). Wciskamy igłę obracając w prawo aż dojdziemy do gwintu. Tu może się okazać, że gwint stawia dodatkowe opory. Musimy dobrać taką koszulkę, aby igła obracała się ciasno ale bez nadmiernego wysiłku z naszej strony. Taka przeróbka igły ma kilka zalet. Po pierwsze, nie wymaga żadnych nakładów finansowych ani specjalistycznego sprzętu (tokarka itp.) ani praktycznie żadnego nakładu pracy. Po drugie, igła nie będzie się wykręcać od wibracji silnika więc jej nie zgubimy i nie będzie nam się zmieniać ustawienie wolnych obrotów. Po trzecie, koniec igły nie lata po całym otworze rozpylacza – jego pozycja jest raczej centryczna i stabilna. Po czwarte nie ingerujemy w konstrukcję gaźnika – sprężynka może zostać na igle – nie będzie ani pomagać ani przeszkadzać ale mamy pewność, że przeróbka nie jest powodem ewentualnych niepowodzeń w regulacji silnika bo praktycznie nic nie zmieniliśmy.
Jedyną wadą tego rozwiązania jest trudniejsze obracanie igły przy regulacji wolnych obrotów w czasie pracy silnika. Osobiście odradzam taką czynność jeśli robimy to wkrętakiem. Jest jeszcze w miarę bezpiecznie jeśli silnik jest osłonięty maską a wkrętak wkładamy w przeznaczony do tego otwór . Przy braku osłony wkrętak może się ześliznąć z nacięcia igły i zawsze złośliwie trafi w obracające się śmigło. Skutek tego wiadomy, wyrwany z rąk wkrętak najczęściej będzie podążał w kierunku naszych oczu…
Zgubiłem też igłę dopływu paliwa ale akurat jej zabezpieczenie to tylko minuta roboty. Wykręcamy igłę całkowicie i wyjmujemy z rozpylacza. Naciskamy lekko sprężynującą blaszkę w kierunku osi rozpylacza aby mocniej dociskała igłę (jednocześnie zmieni lekko kąt zagięcia i będzie przylegać całym przetłoczeniem do moletowanego pokrętła igły). Następnie zaginamy ostrożnie koniuszek blaszki w przeciwnym niż jest podgięty kierunku aż do kąta zbliżonego do 90 stopni. Teraz aby wkręcić igłę, musimy odciągną palcami blaszkę i po umieszczeniu igły na swoim miejscu trafiamy zagiętym końcem między pokrętła igły. Wkręcamy igłę do oporu a następnie wykręcamy 3 obroty. Przesuwamy blaszkę na obudowie rozpylacza tak, aby igła nie dała się więcej wykręcić. Taki zakres ruchu igły wystarczy nam w zupełności do regulacji pracy silnika.