W związku z nagłą i niespodziewaną zmianą lodówki stałem się posiadaczem sprawnego agregatu o mocy 110W. Od dawna wiedziałem, że można go przerobić na sprężarkę. Mam prosty ale dobry (sprawdzony) aerograf. Używałem go ze sprężarką samochodową 12V a także ze sprężarką napędzaną wiertarką. Są to urządzenia hałaśliwe i mało żywotne. Postanowiłem pogrzebać trochę w sieci. Znalazłem to i owo i korzystając z kilku opisów skleciłem wielką prowizorę. Działa i to jak? Do zasilania mojego aerografu wystarczy 2,5 atm. a moja machina daje o wiele więcej. Przy 4 atm. wyłączałem obawiając się o skutki. Spokojnie pompuje koła rowerowe rowerowe do 3 atm. Postanowiłem więc opisać ten wynalazek zbierając do kupy większość ważniejszych informacji.
Demontaż agregatu:
Odcinamy dłuższą rurkę zwiniętą w kilka zwoi przy samej wężownicy (najlepiej ostrymi szczypcami bocznymi). Uciekający freon łapiemy w balonik. Wypuścimy go będąc na wycieczce w Egipcie. Tam nasz freon nie wpłynie znacząco na efekt cieplarniany. Drugą rurkę odcinamy zostawiając ok. 10 cm. Trzecią rurkę (zaślepioną) zostawiamy bez zmian. Przewód elektryczny odcinamy ok. 3 cm od puszki przy agregacie aby później wiedzieć, gdzie podłączyć poszczególne żyły przewodu zasilającego. Odkręcamy agregat od podstawy lodówki. i od tej pory nie przechylamy go ani nie potrząsamy aby nie wypływał z niego olej rurką wylotową.
Jak już wspomniałem, wszystkie elementy skręciłem prowizorycznie. Na rurkę zasysającą powietrze nałożyłem kawałek czarnego mazaka. Do niego wcisnąłem luźno trochę waty. Jest to filtr powietrza. Na razie nie stosowałem filtru zatrzymującego olej na wylocie agregatu. Rolę zbiornika eliminującego pulsowanie powietrza pełni jak w innych opisanych kompresorach stara gaśnica samochodowa. Główka gaśnicy ma gwint, uszczelkę i gotowe dwa otwory. Po usunięciu proszku i wszystkich wewnętrznych elementów oraz dźwigni spustowej zamontowałem w główce dwie rurki. Jedna zasila manometr a druga jest wyjściem na aerograf. Trzecią rurkę doprowadzającą powietrze z agregatu zamontowałem bezpośrednio w zbiorniku. Za uchwyt do przenoszenia służy kawałek starego pasa skórzanego. Całość skręcona jest metalowymi opaskami zaciskowymi. W ten sposób (po delikatnym zagięciu wszystkich trzech rurek) uzyskałem minimalne wymiary całego urządzenia. Podstawą całości jest płyta agregatu z gumowymi amortyzatorami służącymi jednocześnie za nóżki. Na razie nie posiadam wyłącznika ciśnieniowego więc zastosowałem inne rozwiązanie. Na przewód zasilający założyłem przycisk dzwonkowy typu W-70 łącznie z puszką. W czasie malowania naciskam go nogą. Agregat ma chyba w środku zawór więc przerwanie malowania i wyłączenie go nie powoduje spadku ciśnienia. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że w czasie malowania ciśnienie jest cały czas jednakowe ponieważ wydajność sprężarki jest zbliżona do zużycia powietrza przez aerograf. Wyłączniki ciśnieniowe najczęściej mają zbyt odległe progi załączania i wyłączania dla tak małych ciśnień. Zastosowanie wyłącznika ciśnieniowego uzasadnione jest raczej przy sprężarkach o większej wydajności niż zużycie powietrza przez aerograf (w czasie pracy sprężarki ciśnienie rośnie nawet podczas malowania). W takim przypadku można zastosować większy zbiornik.
Jeśli ktoś nie posiada manometru i gaśnicy, może zastosować inne rozwiązanie. Trzeba wysępić od kogoś nożną pompkę samochodową kupioną w markecie (najtańszy model). Pompka taka i tak przestaje działać po kilku depnięciach więc tylko zawadza w domu. Dla nas ma jednak wartość bezcenną. Posiada trochę za mały zbiornik, tandetny manometr i kawałek wężyka a wszystko połączone ze sobą na gotowo. Wystarczy wywalić tłok a w miejsce popychającego go drutu wstawić kawałek rurki do podłączenia agregatu i kompresor gotowy. Zamiast gaśnicy lub innego „stałego” zbiornika na powietrze można użyć dętki od Malucha. W czasie malowania jej wielkość nie ma znaczenia a po zwinięciu zajmuje mniej miejsca niż inne zbiorniki.